Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

teatr. Budynek był zbudowany w taki sam delikatny, pudełkowy sposób, jak domy mieszkalne: sufit, podłoga, belki, podpory, balkony, wszystko było z naturalnego koloru drzewa, a połowa widzów paliła małe fajeczki i co dwie minuty wysypywała z nich popiół. Zdjęła mnie chęć ucieczki: śmierć całopalna nie wchodziła w program podróży, ale nie było możności wydostać się przez jedyne małe drzwiczki, przy których odbywała się w międzyaktach sprzedaż marynowanych ryb.
— Tak, nie jest tu zupełnie bezpiecznie — potwierdził profesor, gdy zapałki zaczęły błyskać i trzaskać naokoło nas i pod nami. — Ale jeżeliby się zajęła zasłona, lub gdybyśmy zobaczyli, że galerya zaczyna się tlić, wysadzimy jednem kopnięciem tylną ścianę przy bufecie i pójdziemy spokojnie do domu.
Z tą pociechą rozpoczął się dramat. Zielona zasłona opuściła się na dół i została usunięta na bok, a trzech panów i jedna dama otworzyli bal dyalogiem. Ubrania ich były zupełnie takie, jakie widujemy na japońskich wachlarzach. Prawdziwi Japończycy podobni są do mężczyzn i kobiet, ale Japończycy na scenie w sztywnych materyach są kubek w kubek tacy, jakich malują. Kiedy cała czwórka usiadła, mały chłopczyk uwijał się między nimi i przyprowadzał do porządku draperye, poprawiając jednym węzeł u szarfy, drugim prostując fałdy. Kostyumy były równie wspaniałe, jak sztuka niezrozumiała.
Człowiek z dwoma mieczami, ubrany w czarną i złocistą materyę rozpoczął zaloty do damy z wa-