— A kto był twym ojcem?
— Ten, co miał tę strzelbę.
Pokazał mi swą broń — muszkiet Tower z datą 1832 roku i pieczęcią czcigodnej Kompanji Wschodnich Indyj.
— Nazwisko twego ojca? — spytałem.
— Timlay Doolo — odpowiedział. — Z początku, kiedy byłem małem dzieckiem, zdaje mi się, nosił czerwone ubranie.
— O tem nie wątpię. Ale powtórz mi nazwisko ojca trzy lub cztery razy.
Usłuchał i ja zrozumiałem, skąd pochodził ten dziwny akcent w jego mowie.
— Thimla Dhula — mówił podniecony. — Do dziś dnia wielbię jego Boga.
— Czy mogę zobaczyć tego Boga?
— Za chwilę — o zmierzchu.
— Czy przypominasz sobie cokolwiek z mowy ojca?
— To już tak dawno! Ale pamiętam jedno słowo, które on często powtarzał. To jest — „szen“[1]. Wtenczas ja i moi bracia stawaliśmy z dostosowanemi nogami, z rękami po obu bokach — tak!
— Rozumie się, że tak. A kto była twoja matka?
— Góralka. My jesteśmy z plemienia Lep-
- ↑ Atten-tion! — Baczność.