Strona:Rudyard Kipling - O człowieku, który chciał być królem.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rząd ma ponosić koszty. Wszystko pożera słoń.
— Jakież zbrodnie ten człowiek popełnił, Radżo Sahibie? — zapytałem.
— Po pierwsze, jest cudzoziemcem, nie należy do mego plemienia. Powtóre, mimo, iż z dobrej woli, jak tylko przyszedł, nadałem mu ziemię, odmawia mi z niej podatku. Czyż nie jestem panem ziemi na górze i na dole, upoważnionym z prawa i zwyczaju do pobierania jednej ósmej części zbiorów? A ten szatan, rozparłszy się tu, nie chce płacić najzwyklejszej nawet daniny; w dodatku rzuca tu swój jadowity pomiot — dzieci.
— Wtrąć go do więzienia! — rzekłem.
— Sahibie — odpowiedział Król, powierciwszy się trochę na poduszkach — raz, i tylko raz w przeciągu tych czterdziestu lat dotknęła mnie choroba tak, że nie mogłem wychodzić z domu. Ślubowałem wtenczas Bogu swemu, że nigdy mężczyźnie, ani kobiecie nie odetnę światła słonecznego, ani powietrza bożego, albowiem wówczas zrozumiałem istotę tej kary. Czy mogę złamać swój ślub? Gdyby szło tylko o ucięcie nogi czy ręki, nie wahałbym się. Ale i to jest niemożliwe dziś, odkąd Anglicy panują. Ten czy inny z mego ludu — spojrzał z pod oka na jeneralnego dyrektora