Strona:Rudyard Kipling - O człowieku, który chciał być królem.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ale Holden nie mógł ani jeść, ani spać. Niebo zesłało tej nocy osiem cali deszczu i wymyło ziemię do czysta. Wody zniosły mury, zmyły drogi i spłókały płytkie groby na cmentarzu mahometańskim. Przez cały następny dzień padał deszcz i Holden siedział w swym bungalowie, pogrążony w rozmyślaniach nad swem nieszczęściem. Trzeciego dnia rano otrzymał depeszę. Stało w niej krótko:
— Richetts, Myndonie. Konający. Holden zastępuje. Natychmiast.
Przyszło mu na myśl, aby przed odjazdem rzucić jeszcze okiem na dom, którego był panem i władcą. Właśnie deszcz przestał padać i z ziemi kurzyła się para.
Stanąwszy na miejscu spostrzegł, że deszcz zerwał dwa gliniane słupy u bramy, a ciężka drewniana furta zwisła bezwładnie z zawiasów. Podwórze zarosło trawą wysoką na trzy cale. Komórka Pir Chana była pusta, a słoma ze strzechy zwisała między krokwiami. Szara wiewiórka zawładnęła werandą, jak gdyby dom był niezamieszkały nie od trzech dni, lecz od trzydziestu lat. Matka Ameery uprzątnęła wszystko, zostawiwszy tylko kilka zapleśniałych mat. „Tik-tik“ małych skorpionów, biegających po podłodze, był jedynym odgłosem w domu. Pokój Ameery i Toty już porastał wilgotną ple-