Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Kaa nie był wężem jadowitym — owszem czuł dla żmij, jako wielkich tchórzów, prawie że wzgardę. Siła jego leżała w ogromie cielska — a kogo raz otulił objęciem swych olbrzymich splotów. ten nie wykręcił się już z nich ani prośbą ani groźbą.
— Szczęśliwych łowów! — zawołał Baloo, przysiadłszy na tylnych łapach.
Kaa, jak wszystkie węże z jego gatunku, był nieco głuchawy, więc zrazu niedosłyszał wołania. Potem pochylił głowę i podwinął tułów, gotów na wszelki wypadek.
— Bodaj się nam wszystkim szczęściło w łowach! — odpowiedział. — Hej, Baloo, cóż ty tu porabiasz? Pomyślnych łowów, Bagheero. Conajmniej jeden z nas tu obecnych miałby szczerą ochotę nieco się pożywić! Czy nie doszły cię wieści o jakiej zwierzynie w tej okolicy? o jakim rogaczu, a choćby i o młodym koziołku? Mój kałdun jest próżny, niczem wyschnięta studnia!
— Właśnie polujemy — odezwał się Baloo jakby od niechcenia. Wiedział, że wężowi Kaa, który jest istotą wielką, należy dawać sporo czasu do namysłu.
— Pozwólcie mi wybrać się razem z wami — rzekł Kaa. — Dla was, Baloo czy Bagheero, jedno uderzenie mniej czy więcej to fraszka, ale ja... ja muszę czatować całemi dniami na leśnej ścieżynie i przez połowę nocy wspinać się na drzewo, by upolować jedno szare małpiątko. O fe! Już i gałęzie na drzewach nie są takie, jakie były za