Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozumiał. Przecie (myślał sobie) bawienie się w piasku nie jest znów tak wielką zasługą — równie dobrze mogłaby matka za to wyściskać i Teodorka! Był szczerze ubawiony — ale i zadowolony z siebie.
Podczas kolacji pozwolono mu przechadzać się pomiędzy szklankami po całym stole — i gdyby miał tylko ochotę, mógłby się za trzech najeść różnemi smakołykami. Ale on wciąż pamiętał o Nagu i Nagainie, więc choć miło mu było siedzieć na ramieniu Teodorka lub doznawać pieszczot od matki chłopca, jednakże od czasu do czasu oczki skrzyły mu się czerwienią, a z poza ząbków raz wraz wybiegał przeciągły okrzyk bojowy:
Rik-tik-tikki-tikki-czik!
Po kolacji Teodorek wziął go z sobą do łóżka i naparł się, by zwierzątko spało przy jego buzi. Rikki-Tikki był dobrze wychowany, więc nie drapał ani nie skrobał chłopca; doczekawszy się jednak chwili, gdy Teodorek sasnął, wymknął się natychmiast na nocne włóczegi po całym domu.
Idąc w ciemności, natknął się na szczura piżmowego Chuchundrę, skradającego się chyłkiem pod ścianą. Jest to małe, a bardzo bojaźliwe i płaksiwe stworzonko, które piszczy i labiedzi przez noc całą, bo choć sobie nieraz to święcie obiecuje — nigdy nie ośmiela się przebiec przez środek ciemnego pokoju.
— Daruj mi życie! — zakwilił płaczliwie Chuchundra. — Nie zabijaj mnie, Rikki-Tikki!