Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żerdkami bambusowemi. Wówczas Akela położył się na niej wygodnie i zawył stare hasło wiecowe — nuta w nutę to samo, jakie słyszał Mowgli za pierwszą swą bytnością na tem miejscu.
— Przyjrzyjcie się... przyjrzyjcie się dobrze, o wilcy!
Od czasu, gdy Akelę złożono z urzędu, Gromada Wilcza żyła bez wodza: każdy walczył i polował, gdzie i jak mu się żywnie podobało. Wszelakoż z samego nawyku obywatele Wilczej Gromady posłali odzew i stawili się na wiec. Nie brakło między niemi takich, co okuleli, dostawszy się w oklepce; inni mieli przestrzelone łapy, na niektórych wskutek złego odżywiania sparszywiała skóra... Dużo też ich poginęło w różnych okazjach... Ci jednak, którzy pozostali przy życiu, stawili się co do jednego na Skale Narady, by ujrzeć rozpostartą na głazie pręgatą skórę Shere Khana i ogromne pazury zwisające z obwisłych, do cna wypatroszonych łap.
Wówczas to Mowgli skomponował nierymowaną pieśń, która niewiedzieć skąd przybiegła mu na usta — i począł śpiewać ją wgłos, skacząc i biegając po chrzęszczącej skórze i wybijając piętami hołubce, póki mu tchu w piersi stało. Szary Brat i Akela wtórzyli mu radosnem wyciem.
— Przyjrzyjcie się dobrze, o Wilcy! Wszak dotrzymałem słowa? — zagadnął Mowgli, skończywszy pląsy.
— Tak! tak! tak! — zaszczekały wilki, a jeden z nich, szkaradnie poskubany, jął skamleć: