Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gające od przeciwnej strony. Siła zderzenia była tak wielka, że słabsze byczki nie zdołały utrzymać się na nogach. Uniesione rozpędem, oba stada pomknęły na równinę, bodąc się wzajemnie, wierzgając i charcząc. Mowgli upatrzył stosowną chwilę i ześliznął się z grzbietu Ramy, śmigając kijem w prawo i w lewo.
— Nuże, Akelo! Zrób tu porządek! Rozpędź te bydlęta, bo one jeszcze na śmierć się zatłuką! Przepędź je trochę, Akelo! Hej, Ramo! hej! hej! hej! Cichojcie już, cichojcie dziatki! Już, już po całej paradzie!
Akela i Szary Brat poczęli znów hulać, skubiąc bawoły zębami w pośladki. Stado ruszyło kupą bezładną zpowrotem ku wąwozowi, wkońcu jednak Mowgliemu udało się zawrócić Ramę — a za nim już i reszta bydląt podążyła nazad ku błotnym komyszom.
Shere Khanowi nie potrzeba już było ponownie garbować skóry. Leżał nieżywy, a orliki już nadciągały w jego stronę.
— Pieską śmierć miał ten szubrawiec, braciaszkowie! — mówił Mowgli, szukając noża, który zawsze nosił uwiązany w pochewce na szyi, od czasu gdy żył między ludźmi. — Zresztą on nigdyby nie stanął do otwartej walki... No, no! Cacanie będzie wyglądało to futerko, gdy je rozścielę na Skale Narady! Zabierzmy się żwawo do roboty!
Chłopak wychowany pomiędzy ludźmi aniby nie zamarzył o tem, by własnemi siłami obedrzeć ze skóry tygrysa. Ale Mowgli wiedział lepiej niż