Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jakież są dalsze rozkazy? — sapnął Akela.
— Bawoły znów mają ochotę zbić się w jedno stado!
Mowgli wskoczył na grzbiet Ramy.
— Odpędź byki na lewo, Akelo! A gdy się stąd oddalimy, ty, Szary Bracie, zapędź wszystkie krowy w gardziel wąwozu.
— Jak daleko? — zapytał Szary Brat, sapiąc oraz szczękając zębami.
— Aż do miejsca, gdzie ściany wąwozu są tak wysokie, że Shere Khan nie zdoła na nie wskoczyć — zawołał Mowgli. — Trzymaj je tam dopóty, póki my nie zejdziemy na dół.
Byki, poszczute szczekaniem Akeli, ruszyły z kopyta, a Szary Brat w postawie wyzywającej zatrzymał się przed krowami. Natarły na niego z wielkim impetem, a on uciekając przed niemi wbiegł do wąwozu — właśnie w chwili gdy Akela odegnał byki daleko na drugą stronę.
— Byczo! byczo się sprawiają te byki! — wołał Mowgli. — Jeszcze jedno pchnięcie — i przystąpimy do dzieła! Ostrożnie teraz... ostrożnie, Akelo! Jedno kłapnięcie szczęką za wiele, a byczki się rozsierdzą. Hej-ja! Cięższa to robota niż pościg za koziorożcem! Czy przypuszczałeś, że te bydlęta umieją rwać tak chyżo?
— Ja... ja... ja na nie też niegdyś polowałem — westchnął Akela, osłonięty kurzawą. — Czy mam zawrócić je do dżungli?
— Tak! tak! zawracaj, zawracaj czemprędzej! Rama już wściekł się ze złości. Och, gdybym umiał powiedzieć mu, czego dziś od niego żądam!