Strona:Rudyard Kipling - Kim T2.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z sekcji Etnologicznej Służby Wywiadowczej zapisane było znakiem „R 17”.
Dla wypełnienia luki w tych wiadomościach należy dodać, że w czasie sutego obiadu w Kalka, gdzie stanęli na popas, „Babu” gadał nieustannie. Pytał Kima czy jedzie do szkoły? No to on, były absolwent Uniwersytetu w Kalkucie, wytłumaczy mu, jakie to są zalety edukacji. Można tam było otrzymać nagrody za pilne przysiedzenie fałdów nad łaciną i Wordswortha „Ekskursją” (wszystko to było „greką” dla Kima). Francuzczyzna była też ważną rzeczą, a najwięcej można się jej było nauczyć w Chandernagore, o parę mil od Kalkutty. Można więc było zajść z tem wszystkiem bardzo daleko, jak on sam tego mógł być przykładem, słuchając uważnie sztuk zwanych „Lear” albo „Juljusz Cezar”, a trzeba je było znać obie ze względu na egzaminatorów. W Lear’ze nie było tylu historycznych aluzji co w „Juljuszu Cezarze”; książka z tem kosztowała cztery „anna”, ale można ją było kupić z drugiej ręki w bazarze za dwa „anna”. Ważniejsze znaczenie od studjowania Wordswortha lub takich wybitnych autorów jak Burke i Hare, miała sztuka i wiedza miernictwa. Chłopak, który zdał egzaminy z tej gałęzi wiedzy, do których nawiasem mówiąc, nie było podręczników, mógł maszerując sobie od niechcenia przez jakiś kraj z kompasem i z niwelatorem, jeśli miał przytem dobre, bystre oko, zdjąć z niego obraz, za który można dostać duże sumy w brzęczącej monecie. Ale ponieważ noszenie przy sobie przyrządów mierniczych nie było czasem rzeczą wskazaną, więc chłopiec taki powinien wiedzieć dokładnie, jaka jest długość jego własnego kroku, a wówczas nawet, gdy pozbawiony był tego, co Hurree Chunder nazywał „przypadkową pomocą”, mógł przecież

—   27   —