Strona:Rudyard Kipling - Kim T1.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystko jest tu wyryte na tych kamieniach. Pójdź i przekonaj się, jeżeli nie czujesz się zbyt zmęczony.
Lama ruszył przodem do mniejszej sali muzealnej — za nim — wśród zbiorów szedł kustosz, i oglądał je z uwielbieniem człowieka pobożnego, a zarazem znawcy.
Patrzał, jak wszystkie pamiętne zdarzenia z życia Buddy wyryte były w swej pięknej treści na wytartych, zniszczonych wiekiem kamieniach, tu i ówdzie zaciemnione nieco konwencjonalizmem greckiego wykonania, i cieszył się jak dziecko, ile razy udało mu się odkryć coś dla siebie nowego, dotąd nieznanego. Gdy w serji legend zabrakło czasem wątku, jak naprzykład w „Zwiastowaniu“, kustosz uzupełniał je sam, przy pomocy książek francuskich i niemieckich z ilustracjami i fotografjami.
Był tam pobożny Asita, odpowiadający Symeonowi z Pisma Świętego, trzymający Świętą Dziecinę na kolanach, podczas gdy ojciec i matka słuchali; były tam również zdarzenia z legendy o bratanku Devadatta. Nie brakło też i niecnej niewiasty, która oskarżyła Mistrza o nieczystość, było i zjawisko, na którego widok „czciciele ognia“ postradali zmysły. Była dalej nauka wygłoszona w „Parku Jeleni“; Budda w płaszczu królewskim, jako książę, cudowne Narodzenie, śmierć w Kusinagarze, gdzie osłabiony Jego uczeń padł zemdlony. A ponadto nieprzeliczone reprodukcje z rozmyślań Mistrza pod drzewem Bodhi gdzie adoracja Jego jałmużniczej miseczki przedstawiana była ustawicznie. Po kilku minutach kustosz spostrzegł, że jego gość nie był to zwyczajny, pacierze jedynie odmawiający mnich, ale biegły wielce w nauce, uczony. Przechadzali się obaj pośród tego wszystkiego, —