Strona:Rudyard Kipling - Kim T1.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciebie za twoją dobroć i grzeczność i za to, żeś tak mądry mimo lat twoich. Ale ci, którzy idą po drodze Zbawienia, nie powinni dopuszczać do siebie pożądania ani przywiązania, bo wszystko to jest złudzeniem. Oto, co mówi... (zacytował w tem miejscu jakiś bardzo stary tekst chiński, którego trafność poparł jeszcze dwoma innemi). — Zboczyłem z mej drogi, mój „chelo“. Nie twoja w tem wina. Zacząłem się radować widokiem życia, różnymi ludźmi, snującymi się po drogach, oraz tem, że ty z tego się cieszysz. Upodobałem sobie ciebie, ja, który winienem był myśleć tytko o mojem Szukaniu i o niczem więcej. Więc oto jestem pełen smutku, ponieważ zabierają mi ciebie, a moja Rzeka daleko gdzieś płynie odemnie. Złamałem Najwyższe Prawo!
— Precz, Siło Nieczysta — zawołał ojciec Wiktor, który jako doświadczony spowiednik, słyszał ból w każdem zdaniu Lamy.
— Teraz widzę, że znak Czerwonego Byka miał swoje znaczenie tak samo dla mnie, jak i dla ciebie. — Wszelkie pożądanie jest czerwone i — złe... Teraz będę za to pokutować i muszę znaleźć moją Rzekę.
— W każdym razie jednak wróć do tej niewiasty z Kulu — przekładał mu Kim, — bo inaczej zgubisz drogę. Będzie cię ona żywić, dopóki ja nie wrócę do ciebie.
Lama trzepnął ręką w powietrzu na znak, że sprawę tę już rozstrzygnął.
— A teraz — rzekł głosem zmienionym do Kima — powiedz mi, co oni chcą z tobą zrobić? Ostatecznie, pokutując, zdobędę jakieś zasługi i mogę zmazać to zło, jakie się stało.