Strona:Rudyard Kipling - Kim T1.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jedyną rzeczą, jaka zaprzątała w tej chwili jego myśli, były to dalsze wiadomości, dotyczące czerwonego byka. O ile mógł się domyśleć, a naiwność Kima była równie ciekawa i nieobliczalna jak jego bystrość, — to dziewięciuset zuchów z przepowiedni jego ojca miało modlić się o zmierzchu do tego zwierzęcia, podobnie jak Hindusi modlą się do swej świętej krowy. Byłoby to zresztą zupełnie słuszne i logiczne, a kapłan ze złotym krzyżem byłby wówczas osobą, od której możnaby w tej sprawie zasięgnąć wiadomości. — Z drugiej znów strony miał Kim jeszcze dobrze w pamięci owych księży o trzeźwych fizjognomjach z Lahory, których starał się unikać — obawiał się więc trochę, że ów kapłan ze złotym krzyżem mógł go wziąć na spytki i w rezultacie kazać mu chodzić do szkoły. Ale! Czyliż w Umballi nie wykazano dostatecznie, że jego znak na wysokiem niebie oznacza wojnę i zbrojnych ludzi? Zali nie był przyjacielem gwiazd równie jak przyjacielem całego świata, który od stóp do głowy pełny był straszliwych tajemnic? Wreszcie — i to było głównym powodem jego obecnej wyprawy — ta wycieczka, przedsięwzięta pomimo, że nie znał obozowego hasła Anglików — była podziwu godnym figlem, rozkosznem przedłużeniem dawnych wycieczek nocnych Kima po szczytach domów w Lahorze, ponadto zaś przedsięwzięta została w interesie doniosłej przepowiedni.
Położywszy się na brzuchu, podpełznął pod drzwi oficerskiego namiotu, trzymając rękę na amulecie, wiszącym na jego szyi.
Wewnątrz ujrzał to, co przypuszczał. Sahibowie modlili się do swego Boga. Oto na środku stołu — jako jego jedyna ozdoba — stał złoty byk, starodawna zdobycz wojenna, zabrana z pałacu let-