Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mogą ci się przydać); nadewszystko zaś powinieneś uporać się ze zwykłą, pospolitą nauką książkową. Nic tak nie popłaca w naszym kraju jak ona, Harveyu, i to z każdym rokiem więcej... zarówno w polityce jak w interesach. Przekonasz się o tem...
— Niebardzo mi się uśmiecha taki obrót sprawy — odparł Harvey. — Cztery lata w uczelni! Wolałbym już wybrać jacht i kamerdynera!
— O nie, mój synu! — uparł się pan Cheyne. — Lokujesz swój kapitał tam, gdzie on przyniesie najlepsze zyski, a przypuszczam, że swego mienia nie znajdziesz uszczuplonem, gdy będziesz już gotów do jego objęcia. Rozważ to dobrze i jutro daj mi odpowiedź. Śpieszmy się! Spóźniliśmy się na kolację!
Ponieważ była to rozmowa o interesach, przeto Harvey nie miał potrzeby zwierzać się z nią matce; pan Cheyne oczywiście podzielał to zapatrywanie. Jednakże pani Cheyne widziała, co się święci i była tem zaniepokojona, a potrosze i zazdrosna. Oto jej chłopak, który tratował po niej, jak rumak ostrokuty, teraz znikł bez śladu, a na jego miejscu królował młodzian o dziarskiej twarzy, niezwykle małomówny, który jeżeli się kiedy odezwał to po większej części tylko do ojca. Rozumiała, że tu wchodzą w grę interesa, a tem samem rzecz przechodząca jej potencję myślową. Jeżeli miała jakiekolwiek wątpliwości, to rozwiały się one, gdy pan Cheyne udał się do Bostonu i przywiózł jej stamtąd nowy pierścionek z brylantem.