Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Oto jest to, com zdobył. A teraz przechodzę do tego, czego jeszcze nie zdobyłem. Może tego nie pojmiesz, ale powiem ci szczerze, że nie chciałbym, ażebyś dopiero w wieku tak późnym zaczął zdawać sobie z tego sprawę. Prawda, że umiem kierować ludźmi, i zdaje mi się, że mam głowę na karku, jednakże... jednakże... nie mogę iść w zawody z ludźmi, którzy pobierali naukę! Ja zgarniałem tylko to, co mi się nawinęło po drodze i zdaje się, że to wszystko ze mnie wyłazi.
— Nigdym tego nie zauważył — żachnął się syn
— Jeszcze zauważysz, mój Harveyu. Jeszcze zauważysz... gdy skończysz szkołę wyższą. Alboż ja tego nie wiem? Alboż ja nie znam tego wyrazu na twarzach ludzkich, mówiącego, iż uważają mnie za... za „groszoroba“, jak oni tutaj to określają? Mogę ich pokruszyć na miazgę... tak... lecz nie mogę zajść ich tak, by im dociąć do żywego. Nie mogę powiedzieć, jakoby oni bardzo, bardzo mnie wyprzedzali, jednakże czuję, iż sam jestem bardzo, bardzo w tyle. Teraz ty znalazłeś się w szczęśliwem położeniu... znalazłeś sposobność pokazania, czem jesteś. Możesz chłonąć w siebie wszelką wiedzę, jaka jest wokoło, i będziesz żył z ludźmi, którzy robią to samo. Oni to będą czynić najwyżej dla kilku tysięcy rocznie; ty zaś pamiętaj, że czynisz to dla miljonów. Nauczysz się na tyle prawa, by mieć pieczę nad swem własnem mieniem, gdy mnie już nie będzie na tym świecie i gdy będziesz musiał być solidny w stosunku do najwybitniejszych ludzi (zczasem