Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dziwię się, że twój system nerwowy nie uległ zupełnemu rozbiciu — ozwała się pani Cheyne.
— A czemużby miało tak być, mamusiu? Pracowałem jak koń, jadałem jak wieprz, a sypiałem jak zabity.
To już przeważyło szalę udręczeń pani Cheyne, która zaczęła przypominać sobie wizje zwłok kołyszących się na powierzchni słonych wód. Udała się więc do swej sypialni a Harvey skulił się na kozetce koło ojca i zaczął mówić o zobowiązaniach, jakie miał względem tych ludzi.
— Możesz na mnie polegać, iż uczynię dla nich wszystko co w mej mocy, Harveyu. Z tego, coś mi o nich mówił, wnoszę, że to zacni ludzie.
— Najzacniejsi w całej flotyli rybackiej. Spytaj się w Gloucester, — odpowiadał Harvey. — Ale Disko wciąż jeszcze przypuszcza, iż wyleczył mnie z szaleństwa. Dan jest jedynym, któremu opowiedziałem o tobie, o twoich prywatnych wagonach i tak dalej, a nawet co do niego nie jestem zupełnie pewny, czy mi uwierzył. Chcę więc jutro wprawić ich w osłupienie. Powiedz mi, czy możnaby jutro wysłać „Konstancję“ do Gloucester? Mama nie wygląda na to, jak gdyby miała ochotę wyruszyć w drogę, a my mamy jutro ukończyć wyładunek. Wouverman zabiera nasze ryby. Widzi tatuś, myśmy w tym sezonie pierwsi przyjechali z Ławic, to też możemy sprzedać cetnar po 4,25 dolarów. Zaczekamy, aż on to wypłaci; rzecz musi być wykonana prędko.
— A więc chcesz jutro pójść do roboty?