Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lekturze starego „Josephusa“, a pokazałbym też wam, jak się przecedza kawę przez kawałek rybiej skóry.. i mam wrażenie, że poprosiłbym jeszcze o drugą filiżankę takiej kawy. Doprawdy, nie macie pojęcia, ile to trzeba się narobić i nauczyć za te dziesięć i pół dolara miesięcznie!
— Ja zacząłem od ośmiu i pół, mój synku — oznajmił Cheyne.
— Naprawdę? Nigdy mi o tem nie mówiłeś, ojczulku.
— Boś nigdy o to nie pytał, Harveyu. Opowiem ci kiedyś o wszystkiem, o ile zechcesz posłuchać. A teraz spróbuj jednej z tych nadziewanych oliwek.
— Troop powiada, że najciekawszą rzeczą na świecie jest przyglądać się jak drugi człek zdobywa sobie środki do życia. Wspaniała to rzecz mieć znowu dobrze przyrządzone jadło. Jednakże odżywialiśmy się dobrze; lepszej kuchni nie miał nikt na Ławicach. Disko nas żywił świetnie. To morowy chłop! A Dan... to znaczy, jego syn... jest moim partnerem. A jest tam jeszcze i stryj Salters, co wciąż miewa wykłady o nawozach sztucznych i czytuje „Josephusa“. On jest wciąż przekonany, że ja mam bzika. Jest tam nadto mały Penn, a ten naprawdę ma bzika. Nie powinno się przy nim wspominać o Johnstown, bo... Aha, jeszcze musicie poznać Tomka Platta, Długiego Dżeka i Manuela. Manuel uratował mi życie. Szkoda, że jest Portugalczykiem; nieumie mówić wiele, za to grałby bez przestanku. On mnie znalazł gdym płynął po wodzie i wciągnął mnie do swej łódki.