Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wówczas Harvey usiadłszy za kołem sterowem, zaczął szlochać i szlochać, jakby mu serce miało pęknąć. Jakaś wysoka kobieta, która dotąd siedziała na platformie wagi, wsunęła się na pokład szonera i ucałowała Dana w policze;k była to jego matka, która przybyła tutaj, dostrzegłszy We’re Here przy świetle błyskawic. Na obecność Harveya nie zwracała uwagi, dopóki ów nieco nie przyszedł do siebie — wówczas Disko opowiedział jej całą bistorję chłopaka. Następnie, gdy już świtało na niebie, udali się razem do domu Diska, a dopóki nie otwarto urzędu telegraficznego i dopóki nie można było nadać depeszy do rodziny, Harvey Cheyne był bodaj że najbardziej osamotnionym chłopcem w całej Ameryce. Rzecz dziwna, że Disko i Dan ponoć wcale się nie gorszyli jego płaczem.
Wouverman nie był przygotowany na ceny, podane mu przez Diska; wobec czego Disko — pewny że upłynie conajmniej tydzień do czasu następnego statku glosterskiego — dał mu parę dni na strawienie tej pigułki. Przeto cała załoga hulała sobie po ulicach, a Długi Dżek zatrzymywał tramwaj, idący do Rocky Neck — dla zasady, jak mówił — dopóki konduktor nie pozwolił mu na wolny przejazd. Ale Dan z niewiadomej przyczyny zaczął hardzo zadzierać swego piegowatego nosa, otoczył się dziwną tajemniczością i jął zgóry spoglądać na swą rodzinę.
— Obaczysz, Dan, że weznę się ostro do ciebie, kiej mi będziesz nadal postępował w ten sposób — ozwał