Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

raz-em ich widywał! Haw ten człowiek z Eastport opowiadał mi (a jemu to opowiadał kapitan francuski), że ten nóż był... był użyty raz w zeszłym roku na wybrzeżu francuskim.
— Zranił człowieka? Dawaj no tłuczek! — mówiąc to Harvey wyciągnął rybę, założył przynętę i znów zapuścił linę.
— Zabił go! Oczywiście, gdym to posłyszał, przyszła mi jeszcze większa ochota kupić ten nóż.
— Na miłość Boską! O tem nie wiedziałem — rzekł Harvey, odwracając się. — Dam ci za niego dolara, gdy... gdy dostanę pensję. Wiesz co, dam ci dwa dolary.
— Naprawdę? Aż taką masz na to chętkę? — spytał Dan, rumieniąc się. — Prawdę powiedziawszy, tom ten nóż kupił dla ciebie... w prezencie, ino-m ci go nie dawał, bo nie wiedziałem, jak to przyjmiesz. On należy do ciebie i niech ci służy, Harveyu, bo jesteśmy kamratami z jednej łodzi i tak dalej i tak dalej. Bierz go se na własność!
To mówiąc zdjął rzemień wraz całym rynsztunkiem i podał go Harveyowi.
— Ale zastanów się, Dan... ja nie widzę...
— Bier, mówię. Mnie to niepotrzebne. Chcę, byś miał go ode mnie na pamiątkę.
Pokusa była nazbyt silna, by można było jej się oprzeć.
— Złoty z ciebie człowiek, Danie — rzekł Harvey. — Zatrzymam to sobie na całe życie.