Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mniej wartki, każdy starał się podnieść kotwicę i popłynąć na lepsze miejsce; atoli co trzeci z rybaków przekonywał się, iż jest ściśle związany z czterema lub pięcioma sąsiadami. Przecięcie cudzej liny bywa na Ławicach poczytywane za zbrodnię niedopuszczalną; jednakże tego dnia właśnie zdarzyło się to — cogorsza, bez wykrycia przestępcy — jakie trzy lub cztery razy. Tom Platt przyłapał jakiegoś człeka z Maine na gorącym uczynku i tak go charatnął wiosłem, że ów aż wypadł poza dolban; podobnież Manuel przysłużył się któremuś ze swych ziomków. Mimo wszystko w łodzi Harvey’a, zarówno jak i w łodzi Penna, liny kotwiczne uległy zerwaniu; zamieniono więc oba czółna w łodzie posiłkowe celem przewozu ryb na pokład We’re Here w miarę napełniania się innych łodzi. Stynki wyroiły się jeszcze raz o zmierzchu i jeszcze raz powtórzyła się ta sama opętańcza wrzawa co poprzednio; o zmroku popłynęli z powrotem ku okrętowi, by zająć się patroszeniem ryb przy świetle lamp naftowych, ustawionych na krawędzi zsypu.
Ryb był stos ogromny, toteż podczas roboty oczy aż im się kleiły z senności. Nazajutrz gromadka batów zajęła się poławianiem ryb tuż koło przylądka Dziewicy; Harvey, znalazłszy się pomiędzy niemi, widział pod sobą nawet porosty, pokrywające tę ustronną skałę, która wznosi się na wysokość dwudziestu stóp od powierzchni morza. Całe hordy dorszów snuły się tu z uroczystą powagą po kępach łykowatych, jakby skórza-