Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Książka Kiplinga zdobyła sobie na obu półkulach świata wielką poczytność, która po dziś dzień nie osłabła. Byli i tacy, którzy stawiali ją obok „Wyspy skarbów Stevensona. W Polsce, która ma dziś swe morze i swych rybaków morskich, powinna ta książka być szczerze zrozumiana i przyjęta, zwłaszcza, że stronice jej ożywia tak aktualne zagadnienie — budzenia moralnego i fizycznego hartu w dorastającem pokoleniu przyszłych obywateli.
W zakresie słownictwa żeglarskiego i rybackiego wielki dług zaciągnąłem u p. Bolesława Ślaskiego, niestrudzonego i najbardziej fachowego badacza tych dwu działów — tego świetlanego optymisty, który na lat dwadzieścia niemal przed powstaniem Polski przygotowywał się czynnie na tę radosną chwilę, gdy wskrzeszona Polska morze swe odzyszcze, i torował ścieżki wielkiemu piewcy „Wiatru od morza“. Ze słowników i zapisków Ślaskiego pochodzą niemal wszystkie objaśnienia podane na końcu niniejszej książki. Nie objaśniałem, ma się rozumieć, wszystkich wyrazów marynarskich, gdyż i tak z ich większością powinni byli dotychczas się oswoić czytelnicy Stevensona, Conrada, Londona — a także i mnożących się zwolna rodzimych naszych marynistów.

JÓZEF BIRKENMAJER.