Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wy, otrząsnął go z kurzu uderzeniem o łapy przednie i odrzucił precz, a małe czerwone ślepki spoglądały ukradkiem to w jedną, to w drugą stronę.
— I cóż mi przyjdzie z białych kości? — odburknął gniewnie Mowgli. — Czy jestem wilczęciem, bym bawił się w słońcu gołą czaszką? Jam zabił Shere Khana, a jego skóra butwieje na Skale Narady... ale... ale... nie wiem, dokąd poszedł Shere Khan... a mój żołądek jest jeszcze próżny. Teraz zabiorę coś takiego, co mogę dostrzec, czego mógłbym — dotknąć. Hathi, porusz dżunglę przeciw tej wiosce!
Bagheera drgnęła i przypadła do ziemi. W razie, gdyby doszło do ostateczności, umiałaby wpadać szybko w ulicę wioski, wymierzać na prawo i lewo ciosy w tłuszczę lub podstępnie zabijać ludzi, orzących o świcie, ale ten zamiar obmyślonego z góry doszczętnego starcia wioski sprzed oczu ludzkich i zwierzęcych przeraził nawet panterę. Teraz już pojęła, czemu Mowgli przywołał Hathiego. Nikt, oprócz długowiecznego słonia, nie porwałby się na rozpoczęcie i stoczenie tak straszliwej wojny.
— Spraw, niechaj uciekną, jak uciekali wieśniacy z pól Bhurtpore‘u... A odtąd niech deszcz będzie jedynym pługiem tych rozłogów, a szmer deszczu, siekącego gęstwę liści, niech rozbrzmiewa zamiast warczenia kołowrotka... Wówczas ja z Bagheerą obiorę sobie siedlisko w domu bramina, a jelenie pić będą z cysterny za świątynią. Porusz dżunglę, o Hathi!
— Ależ ja... ależ my nie mamy z nimi żadnych zatargów... a wszak potrzeba niemałego bólu, niezmiernej wprost wściekłości, byśmy wyruszyli pustoszyć ludzkie siedziby — odrzekł Hathi, kołysząc się na znak wahania.
— Czy jesteście jedynymi roślinożercami w puszczy? Przygnajcie wszystkich swych pobratymców. Niech się