Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/29

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została skorygowana.

    nak Strach krąży wciąż po całej puszczy, zarówno dniem, jak i nocą.
    — Ahi! A-u! — ozwały się jelenie, rozmyślając nad nauką moralną, płynącą dla nich z tej opowieści. A Hathi ciągnął dalej:
    — I jedynie wtedy, gdy ponad wszystkim zacięży Wielki Strach, jako w obecnej chwili — jedynie wtedy my, mieszkańcy dżungli, zdolni jesteśmy pozbyć się pomniejszych strachów i zgromadzić się pospólnie, jako teraz, na jednym miejscu.
    — Czy tylko przez jedną noc człowiek boi się tygrysa? — zapytał Mowgli.
    — Tak jest, tylko przez jedną noc — potwierdził Hathi.
    — No, ale ja... ale i my... ale wszystkie plemiona puszczańskie wiedzą, że Shere Khan zabija ludzi po dwa i trzy razy na miesiąc.
    — Prawda. Ale wówczas skacze z tyłu, a uderzając zwraca w bok głowę, bo przepełniony jest lękiem. Uciekłby, gdyby zetknął się ze wzrokiem człowieka. Atoli w swoją noc zachodzi jawnie do osiedli ludzkich, przechadza się pomiędzy domami i wtyka łeb do sieni; ludzie upadają na twarz przed nim, a on wybiera sobie spośród nich zdobycz — jedną tylko zdobycz w ciągu owej nocy.
    — Hoho! — rzekł Mowgli do siebie, staczając się w wodę. — Teraz już wiem, dlaczego Shere Khan domagał się, bym spojrzał mu w oczy. Nie przyszło mu nic z tego, bo nie potrafił znieść mojego spojrzenia... a ja bynajmniej nie upadłem mu do nóg. Zresztą nie jestem człowiekiem; zaliczam się przecie do Wolnego Plemienia.
    — Umm! — mruknęła nagle Bagheera z głębi włochatej gardzieli. — Czy tygrys potrafi rozpoznać swą noc?