Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nadejdzie czas Nowej Gwary, bo wówczas ty i reszta towarzyszy uciekniecie precz i każecie mi chodzić samopas.
— Ależ, Braciszku — zaczęła Bagheera — przecież my nie zawsze...
— Mówię ci, że tak jest! — burknął Mowgli gniewnie, wyrzucając przed siebie palec wskazujący. — Tak! Wy odchodzicie sobie precz, a ja, pan dżungli, muszę chodzić samopas! A jak to było w zeszłym roku, gdy przyszła mi oskoma na trzcinę, rosnącą na polach ludzkiej gromady? Posłałem ciebie jako gońca do Hathiego, rozkazując mu, by przybył w oznaczoną noc i trąbą swą nazrywał dla mnie tej słodkiej trawy...
— Przybył przecie, tylko się spóźnił o dwie noce — odrzekła Bagheera, pochylając z lekka łeb ku ziemi. — Tylko o dwie noce... A co się tyczy tej długiej, słodkiej trawy, którą tak lubisz, toż przyniósł ci jej o wiele więcej, niżby potrafiło spożyć małe Ludzkie Szczeniątko przez wszystkie noce pory deszczowej. Ja tu nie byłam nic winna...
— Rzecz cała w tym, że on nie stawił się na me wezwanie w ową noc, którą mu oznaczyłem, ale biegał jak szalony po wertepach górskich, trąbił, dudnił i hałasował. Widziałem go przy świetle księżycowym, jak tańczył nie opodal domów ludzkich. Nie potrafił ukryć się pośród drzew, bo ślady jego były jako ślady trzech słoni. Jam go widział, a jednak on do mnie nie przybył, mimo że przecie jestem panem dżungli!
— Był to właśnie czas Nowej Gwary! — tłumaczyła pantera z pokorą. — A może, Mały Bracie, nie przywołałeś go władczym zaklęciem?... Ale słuchaj, co tam nuci Ferao!
Mowgli — jakby już ochłonął z gniewu — położył się na wznak, podparł głowę rękami i zamknął oczy.