Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Kaa z rozgorzałymi oczyma rzucił się przed siebie.
— A któż-ż to mnie prosił, żeby mu s-s-sprowadzić człowieka? — syknął.
— Juś-ś-ści, że ja! — zaseplenił stary kobra. — Już-ż-ż dawno nie zdarzyło mi się s-s-spotkać człowieka... i to jeszcze człowieka, co by się wy-s-s-sławiał naszą mową!
— Ale ani słowem nie wspominaliśmy o łowach. Jakoż teraz wrócę do puszczy i wyznam, iż-ż wydałem go na ś-śmierć oczywistą? — nadąsał się Kaa.
— Ja nigdy nikogo nie uprzedzam o łowach. Co się zaś tyczy tego, jak masz wrócić do puszczy... patrz, oto tu jest dziura w ścianie... A teraz ucisz się, opasły małpożerco! Wystarczy jeno, bym tknął twego karku, a puszcza nie ujrzy cię już więcej. Żaden człowiek, który tu wszedł, nie wyszedł stąd cało! Jestem strażnikiem skarbca królewskiego grodu!
— Ależ powiadam ci, biała gli-s-s-to, żyjąca w ciemnościach, że tu już nie ma ani króla, ani mias-s-sta! — fuknął Kaa. — Wszędy wokoło jest puszcza!
— Skarbiec jeszcze pozostał. Ale jakoś sobie poradzimy! Zaczekaj chwilę, s-s-skalny wężu, i przypatrz się, jak nam ten s-s-myk zaraz poskacze. Mamy tu do-s-s-syć miej-s-s-s-ca do wyścigów! Życie każdemu jes-st miłe! Poha-s-s-aj s-s-sobie, s-s-serdeńko, mój chłopczysiu żwawy! Hej, w s-skok!
Mowgli położył spokojnie rękę na głowie pytona i szepnął:
— Ta biała stwora miała widocznie dotychczas do czynienia tylko z członkami ludzkiej gromady, ale nie wie jeszcze, ktom ja zacz! Skoro się domaga łowów, zaraz będzie je miała!
To rzekłszy jednym ruchem podniósł wzwyż obwisły dotąd brzeszczot i cisnął go przed siebie. Pocisk ugodził