Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przez cały czas, odkąd pędy bambusowe pokryły się ciemnemi plamkami, oczekiwał z tęsknotą świtu, kiedy zrodzą się świeże wonie. Ale skoro zabłysnął poranek, gdy paw Mor, bronzem, błękitem i złotem lśniący, rzucił wieść o tem w dżdżące wonną wilgocią lasy, a Mowgli otworzył usta, aby okrzyk dalej podać; słowa uwięzły mu w gardzieli i przeniknęło go na wskroś jakieś dziwne uczucie, uczucie dojmującego bolu tak, że oglądnął uważnie całe swe ciało, czy go cierń przypadkiem nie skaleczył. Mor okrzykiwał świeże wonie, reszta ptactwa podawała dalej to hasło, a od strony brzegów Waingungi usłyszał Mowgli gorący okrzyk Bagheery, podobny na poły do skwiru orła, na poły do rżenia rumaka. Bandar-log przelatywał tłumnie między gałęźmi drzew, co świeżem pąkowiem strzelały, a Mowgli stanął z wezbraną piersią, aby odkrzyknąć Mor’owi, ale gardło mu się ścisnęło i jęknął w niewysłowionej boleści.
Obejrzał się dokoła — ale ujrzał tylko małpy w gałęziach igrające i Mor’a, jak świecące rozwinąwszy pióra, tańczył na kwiecistym stoku wzgórza.
„Odmieniły się wonie“, krzyknął Mor. „Szczęśliwych łowów, mały bracie! Jaką dasz odpowiedź?“.
„Mały bracie, szczęśliwych łowów!“ świsnął sęp Chil, i wraz z samicą zniżył swój lot ku ziemi. I przelecieli oboje tak blizko Mowgli’ego, że poczuł muśnięcie białych, puszystych piór na twarzy.
Lekki deszczyk wiosenny — nazywają go deszczem słoni — począł siec Dżunglę w półmilowym promieniu dokoła, skropił młode pędy, zachwiał trawami i listkami i rozpłynął się w podwójnej tęczy i łagodnym grzmocie. I rozległ się szum wiosenny i zgasł za chwilę; poczem zaczęła gwarzyć cała Dżungla. Wszyscy, prócz Mowgli’ego.
„Wszak jadłem dobrą strawę“, rzekł do siebie. „Wszak piłem dobrą wodę. Krtań mnie nie pali, ani też nie ściąga się jak wtedy, gdym ukąsił sinawy korzeń, o którym powiedział żółw Oo, że jest dobrem