Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzonym wzrokiem i, jak zwykle, głowa pantery zwiesiła się ku dołowi. Bagheera znała swego władcę.
Leżeli raz na zboczu wzgórza, z którego rozpościerał się przedziwny widok na fale Waingungi — pod nimi ścieliła się mgła poranna w szerokich, białych i szarych smugach. A skoro słońce weszło rozpłynęły się owe smugi w prawdziwe morza, złota i purpury, morza co pełnemi wzbierały falami i dogasały, dziergając bladymi odblaskami murawę, na której spoczywali Mowgli i Bagheera. Miało się już pod koniec zimnej porze roku, drzewa zeschły, liście powiędły, i tylko zdala dolatywał jakiś suchy, monotonny dźwięk, ilekroć wiatr zawiewał. Mały to, zeschły listek uderzał o obnażoną gałąź, jak to się często wśród wiatru zdarza. Ostry szmer listka obudził Bagheerę; pełnym, głębokim oddechem wciągała w piersi wonne, rzeźkie powietrze, wreszcie przewróciła się na grzbiet, i poczęła wyrzucać łapy w powietrze, jakby chciała uchwycić chwiejący się na gałęzi listek.
„Zmiana roku“, rzekła, „Dżungla idzie naprzód. Czas Nowej Mowy już blizki. Listek wie o tem“. Jak to dobrze!
„Trawa sucha“ odpowiedział Mowgli, pęk trawy wyrywając z ziemi. „Nawet Oko Wiosny (jestto mały, czerwony, miękki, zwinięty w trąbkę kwiatek, który wyrasta gdzieniegdzie między trawami) — nawet Oko Wiosny jest zamknięte i... Bagheero, wypadaż-to czarnej panterze padać na grzbiet i wymachiwać nogami w powietrzu, jak kotce drzewnej?“
„Aowh!“ rzekła Bagheera. Zda się, myślała o czemś innem.
„Powiadam: godziż się to, aby czarna pantera tak poziewała, chrząkała, wyła i tarzała się po ziemi? Zastanów się: myśmy przecież władcami Dżungli, ty i ja“.
„Ma się rozumieć, tak; słyszę, Mały Bracie“. Bagheera okręciła się szybko dokoła i usiadła w kurzu na swoich wystrzępionych bokach. (Zrzucała właśnie ze siebie futro zimowe). Tak, myśmy władcami Dżungli. Któż równy siłą Mowgli’emu? Któż rozumem?“ Był jakiś dziwny ton