Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

odwały ważące po kilka tonn, potężne głazy lub złomy, wywiercała szczerbę na milę długą, wreszcie zatrzymywała się w druzgocącym wszystko biegu. Jedne spadały z góry jak miecze, wyrzynały w skorupie długie kanały o poszarpanych brzegach, a inne rozpryskiwały się w olbrzymie, ciężkie kry, po których wnet morze przelewało się, szumiąc pełnym, pienistym odpływem. To przesuwanie się lodów, ich napór, nacisk, zderzanie i popychanie, odbywały się wzdłuż całej północnej krawędzi pól lodowych, jak tylko oko zasięgnąć zdołało. Z miejsca, gdzie stał chłopiec z dziewczyną, wydawało się to całe zjawisko elementarne tylko jakiemś nieokreślonem, niewyraźnie szumiącem falowaniem wzdłuż horyzontu, które się z każdą chwilą coraz bardziej zbliżało, a z oddali dolatywało do uszu naszych podróżników jakieś głuche dudnienie, podobne do huku armat przez mgły stłumionego. To wskazywało, że cała powierzchnia lodów została wtłoczona między twarde jak żelazo brzegi wysepki Bylot‘a i oderwana od południowych lądów.
„Tego jeszcze nigdy nie było“, rzekł Kotuko, wytrzeszczając pełne obłąkania oczy. „Jeszcze nie nadszedł czas na to. Teraz przecież nie mogą pękać lody!“
„Idź za tem!“ zawołała głośno dziewczyna, wskazując palcem na tajemniczą istotę, która na poły biegnąc, na poły utykając, oddalała się od nich. I poszli, ciągnąc za sobą ręczne sanki, podczas gdy huk pękających lodów nadchodził bliżej i bliżej. Wreszcie cała powierzchnia lodów dokoła nich poczęła trzeszczeć i pękać we wszystkich kierunkach, a rysy na lodzie pootwierały się ze zgrzytem paszczęki wilczej. Lecz tam, gdzie ów zagadkowy Twór się zatrzymał, na wzgórzu spiętrzonych, rozsypanych dokoła lodowych głazów, pięćdziesiąt stóp nad poziom wzniesionych, była nieruchomość i cisza. Kotuko rzucił się naprzód z dziką gwałtownością, pociągnął za sobą dziewczynę i wdarł się na szczyt wzgórza. Rozgwary lodów grzmiały coraz głośniej a głośniej dokoła, ale wzgórze nie drgnęło nawet w posadach; i wtedy to dziew-