Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przejście. A skoro wypadł na śnieg, począł ujadać z wściekłością, jakby wpadł na ślady piżmowca i wyjąc, miotając się zawzięcie, przepadł w ciemnościach. Słabość jego nie była wodowstrętem, lecz poprostu zupełnem szaleństwem. Zimno straszliwe, głód, na dobitek ciemności przewróciły mu całkiem w głowie: a skoro tylko straszliwa choroba psia raz się ukaże, tedy poczyna się szerzyć z zastraszającą szybkością w całym zaprzęgu. Następnego dnia łowów zachorował drugi pies, a Kotuko zabił go na miejscu w chwili, gdy począł kąsać i rwać na sobie uprzęże. Potem czarny pies, zwany drugim, niegdyś dzielny przodownik, począł gwałtownie szczekać, wyobrażając sobie, że wpadł na ślady renifera, a gdy go Kotuko odczepił od pitu, rzucił się na gardło bryle lodu i pomknął po śniegu, jak i jego poprzednik, ciągnąc za sobą uprząż. Od tego czasu nie zaprzęgano psów do sanek. Przeznaczone one były do czego innego i domyślały się do czego. A kiedy je uwiązano i z ręki karmiono, wtedy w oczach nieszczęśliwych stworzeń przebijała się rozpacz i trwoga. Na dobitek wszystkiego rozpoczęły stare baby opowiadać straszne historye, mówiąc, że spotkały cienie łowców ostatniej jesieni poległych, a te prorokowały, że nadejdą straszne i opłakane czasy.
Kotuko trapił się stratą dobrego psa więcej, niż czemkolwiek innem, bo każdy Inuita, choć je zazwyczaj dużo, umie jednak pościć, gdy wypadnie. Ale mimo to głód, ciemności, zimno, trawiły coraz bardziej siły chłopca, który wnet rozpoczął dosłuchiwać się w głowie jakichś niezwykłych głosów i widzieć nieistniejących ludzi kątami podłużnych źrenic. Jednej nocy — gdy wysiedział się właśnie dziesięć długich godzin przy „ślepej“ foczej dziurze czekając na zdobycz i wracał chwiejnym niepewnym krokiem do domu: — oparł się przypadkiem o głaz, którego podstawę tworzył cienki, kruchy cypel lodu. To wyprowadziło głaz z równowagi, więc potoczył się ciężko po lodzie, a Kotuko uskoczył w bok, aby zejść z drogi ciężarowi, który z piskiem i sykiem dalej się toczył.