Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i sznurami staroświeckich, od starości zczerniałych pereł ubrane; były tam hełmy osypane rubinami krwi gołębiej; były tam lakowane tarcze z żółwiej skorupy, skóry nosorożca, na brzegach czerwonem złotem powleczone i szmaragdami błyszczące; były tam miecze o dyamentowych rękojeściach, noże myśliwskie i sztylety; były tam złote misy ofiarne i łyżki, i przenośne ołtarze przedziwnych kształtów, jakich nikt nigdy na powierzchni ziemi nie oglądał; były tam kadzielnice, grzebienie i naczynia do wonności, henny i pudru ocznego — wszystkie ze złota; były tam kółka na nosy, pierścienie naręczne, dyademy, obrączki i dziewicze przepaski; były tam na siedm palców szerokie pasy ze skośnie rzniętych dyamentów i rubinów, i skrzynie drewniane, trzema warstwami żelaza okute, których drzewo, rozpadłszy się w próchno, odsłoniło nieprzebrane szeregi szafirów-gwiazd, opalów, kocich oczu, szafirów, rubinów, dyamentów i szmaragdów.
Biały Cobra miał słuszność. Żadne pieniądze nie zdołałyby opłacić wartości tych skarbów — zdobyczy pochodzącej z wojen, grabieży, handlu i podatków, a uzbieranej w ciągu długich stuleci. Wartość samych monet, pominąwszy już klejnoty, była nieoceniona; a martwy ciężar nagromadzonego złota i srebra wynosił dwieście do trzystu tonn.
W dzisiejszych czasach, każdy urodzony władca indyjski, choćby nawet bardzo ubogi, posiada swój skarb, który stale pomnaża; a chociaż zdarza się niekiedy, że jakiś bardziej wykształcony książę każe czterdzieści lub pięćdziesiąt wozów w woły zaprzęgnionych naładować srebrem, by je wymienić na papiery wartościowe; większość nie pozbywa się skarbu, lecz zachowuje go w najgłębszej skrytości i największej tajemnicy.
Oczywistą jest rzeczą, że Mowgli nie znał wartości tego wszystkiego. Noże przykuły na chwilę do siebie jego wzrok, ale nie były tak giętkie, jak jego własny, więc je odrzucił. W końcu przecież zdołał odnaleść coś, co go naprawdę zachwyciło, co leżało na brzegu jednego z siodeł, do połowy zagrzebane w monetach. Był to dwustopowy ankus, czyli bodziec na słonie — przedmiot bardzo podobny do małej kotwicy. U jego