Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

który przebywając w gęstym mroku wybielał z czasem, jak stara kość słoniowa. Nawet piętna okularów na jego czworograniastej głowie spełzły na barwę żółtą. Oczy mu skrzyły krwawo, jak rubiny, a cała postać jego była imponująca.
„Szczęśliwych łowów“, zakrzyknął Mowgli, który nigdy nie zapominał o grzeczności i o nożu.
„Cóż słychać w mieście?“ spytał Biały Cobra, nie odwzajemniając pozdrowienia. „Cóż słychać w wielkiem, obwarowanem mieście — mieście stu słoni i dwudziestu tysięcy rumaków i niezliczonych trzód — w mieście króla nad dwunastu królami. Ogłuchłem w tem pustkowiu i od wielu już lat nie słyszałem dźwięku bojowych gong“.
„Nad naszemi głowami Dżungla“, rzeki Mowgli. „Ze słoni znam tylko Hathi’ego i jego trzech synów. Rumaki wybiła we wsi Bagheera, ale co to jest król?“
„Mówiłem ci“, szepnął Kaa do okularnika, „mówiłem ci cztery miesiące temu, że niema już twego miasta“.
„Miasto — wielkie miasto wśród borów, którego bram strzegły mnogie wieżyce królewskie, nie może nigdy przeminąć. Zbudowano je, nim jeszcze ojciec mego ojca wylągł się z jaja i będzie trwać, aż synowie moich synów staną się tak białymi, jak ja. Salomdhi, syn Chandrabii, syna Viyei, syna Yegasari zbudował je za czasów Bappy Rawala. Z jakiejże wy jesteście gromady?“
„To jest zgubiony trop“, rzekł Mowgli, zwracając się do Kaa. „Nie rozumiem tej gadaniny“.
„Ani ja. On jest bardzo stary. Ojcze okularników, tutaj jest tylko Dżungla i tylko Dżungla była tu od początku“.
„A kto jest ten“, zapytał Biały Cobra, „ten, który siedzi na ziemi przedemną, niezalękniony, który nie zna imienia króla, którego ludzkie usta naszą posługują się mową? Kto jest ten twór, posiadający nóż, i władnący językiem wężów?“