Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Więc chodźmy tam. Nie widziałem nigdy białego „Cobry“, a chcę widzieć i te inne twory. Czy on je pozabijał?
„Wszystko to są martwe rzeczy. On powiada, że jest ich strażnikiem“.
„Ach! Tak jak wilk jest strażnikiem mięsa, które zawlókł do nory. Chodźmy tam“.

Ilustracja — wielkie drzewo wśród kamiennych ruin.

Mowgli wypłynął na brzeg i, aby się osuszyć, wytarzał się w trawie, a potem podążyli obaj do opustoszałego miasta Cold Lairs, które zapewne już znacie. Mowgli nie obawiał się zupełnie plemienia małp w owym czasie, owszem małpy czuły nieopisany strach przed Mowgli’m. Wałęsały się one teraz gromadami po Dżungli, więc Cold Lairs stało puste i milczące w świetle księżyca. Kaa wpełznął na ruiny stojącego na terasie pawilonu królowej, przemknął się między głazami i znikł pod rozwalonymi schodami, które wiodły od środka pawilonu w głąb podziemia. Mowgli wydał okrzyk, będący hasłem wężów — „Jesteśmy z jednej krwi, ty i ja“, poczem na rękach i kolanach podążył śladem przewodnika. Prześliznąwszy się chyłkiem przez przepaściste zbocza, wykręty i rozpadliny, doszli nareszcie do miejsca, gdzie korzenie potężnego drzewa, co trzydzieści stóp wysoko nad poziom strzelało, wysadziły z murów olbrzymi kamień. Wczołgali się przez otwór i oto ujrzeli przestronną jaskinię, której opoczyste sklepy rozparte były również korzeniami tak, że gdzieniegdzie wciskały się jasne smugi światła i rozpraszały ciemności.
„Bezpieczna skrytka“, rzekł Mowgli, prostując ściągnięte kolana, „ale zadaleko tu chodzić. No i kogóż tu można zobaczyć?“
„A mnie — to mało?“ zawołał jakiś głos ze środka jaskini; i Mowgli ujrzał, jak się w mroku zaczęło coś białego poruszać, aż zwolna, stopniowo, rozwinął się przed oczyma chłopca olbrzymi okularnik, jeden z największych, jakich kiedykolwiek oglądał — twór, mający ośm stóp długości,