Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Więc to ludzie? Mój urząd mnie ochrania. Całe Indye wiedzą, żem święty“. Adjutant, pierwszorzędny czyściciel ulic, może się wałęsać, którędy mu się podoba, więc i ten się nie cofnął.
„Nie jestem wart kopnięcia nawet starym trzewikiem“, rzekł Szakal, pilnie znowu nadsłuchując. „Uważaj na kroki!“ ciągnął dalej. „To nie tutejsze skórzane łapcie, ale obuta noga jednego z białych twarzy! Wsłuchaj się dobrze! Żelazo szczęka o żelazo! To strzelba! Przyjacielu, ci ociężali, głupi Anglicy przychodzą porozmawiać z Muggerem!“
„Ostrzeż go więc. Ktoś, bardzo podobny do głodnego Szakala, nazywał go przed chwilą Opiekunem ubogich“.
„Niechże mój kuzyn sam myśli o swojej skórze. Mówił mi przecież nie raz i nie dwa razy, że niema się czego bać białych twarzy. Żaden wieśniak z Mugger-Ghaut nie odważyłby się dybać na niego. Patrz, a mówiłem, że to strzelba. Teraz, jeśli nam szczęście choć trochę posłuży, nakarmimy się należycie przed wschodem słońca. On nie słyszy dobrze na lądzie i — teraz to już nie kobieta!“
Na balustradzie mostu zabłysła w świetle księżyca lufa od strzelby. Mugger leżał na piasku tak cichy i nieruchomy, jak jego własny cień; głowę opuścił między przednie łapy, nieco ku przodowi wysunięte, i chrapał jak — Mugger.
Jakiś głos na moście zaszeptał: To niesłychany strzał — prawie prostopadle z góry, — ale za to pewny, jak dwa a dwa cztery. Bierz go niżej karku! Do dyabła! co za potwór! Wieśniacy się powściekają ze złości, bo to deota (bóstwo opiekuńcze) tej okolicy.
„Nic mnie to nie obchodzi“, odpowiedział inny głos. „Porwał mi on przynajmniej piętnastu najlepszych kulisów w czasie budowy mostu i chyba już czas z nim skończyć. Uganiałem się za nim po rzece całymi tygodniami. Pomóż mi swoim Martinim, gdy mu wpakuję te obie kule“.
„Pomyśl o wstecznem uderzeniu. Z dubeltówką takiego kalibru nie można żartować“.