Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ten facet nosi się z jakimś zamiarem — powiedział sobie. — Nie przystąpię do żadnego interesu, póki się nie zobaczę z Torpenhowem. Tu się zanosi na coś ważnego.
Tak więc, nie czyniąc żadnych obietnic, powędrował zpowrotem do swej lichej pokoiczyny koło doków. Był to dzień siódmy miesiąca, a miesiąc ten (jak to Dick obliczył z przerażającą dokładnością) zawierał w sobie całe trzydzieści jeden dni.
Niełatwo to człowiekowi o katolickich gustach i zdrowym apetycie wyżyć dwadzieścia cztery dni, mając przy sobie ledwo pięćdziesiąt szylingów, a zgoła niewesoło bywa zaczynać tę próbę, gdy kto znajdzie się samiuteńki w zgoła obcym sobie Londynie. Dick płacił siedem szylingów tygodniowo za mieszkanie, co pozostawiało mu niespełna szyling dziennie na jedzenie i picie. Naturalnie pierwszym jego nabytkiem były przybory malarskie; boć też nazbyt długo bez nich się obywał. Po całodziennych poszukiwaniach i zestawieniach doszedł do wniosku, że parówki i duszone ziemniaki, po dwa pensy za talerz, były najlepszem pożywieniem. Jakoż parówki na śniadanie dwa lub trzy razy w tygodniu są wcale niezłe, ale już na drugie śniadanie, wraz z duszonemi ziemniakami, stają się nudne, a na obiad są wprost nieznośne. Pod koniec trzeciego dnia Dick obrzydził sobie parówki, więc wyszedłszy na miasto zastawił zegarek, by raczyć się baraniną, która nie jest jak tania jakby się zdawało, sądząc po kościach i sosie. Potem znów powrócił do parówek i duszonych ziemniaków. Potem ograniczył się wyłącznie do duszonych kartofli raz na dzień i zaczęły mu dokuczać boleści na wnątrzu. Wówczas zastawił kamizelkę i krawat i ze skruchą myślał o przetrwonionych niegdyś pieniądzach. Mało która rzecz bardziej zaprawia ludzi do sztuki, jak głodowe kolki