Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ich głowa, żebyś ty nie umarł. Będziesz żył i będziesz się wtedy wielce martwił, iżeś nie martwił się o mnie. Może Torp powróci, albo... O gdybym też mógł udać się do Torpa i Nilghai’ego, choćbym nawet miał być im kulą u nogi!
Kicia wymknęła się z pokoju jeszcze zanim powyższe przemówienie dobiegło do końca; to też Alf, który właśnie wchodził, obaczył Dicka prawiącego kazanie opuszczonemu kilimkowi przed kominkiem.
— Jest tu list do pana — Odezwał się chłopak. — Może pan pozwoli przeczytać.
— Podaj mi go na chwilę, to ci odpowiem.
Wyciągnięta dłoń drżała zlekka, a głos był nienazbyt pewny. Mieściło się to w granicach ludzkiej możliwości, że... że nie było listu od Maisie. Aż nazbyt dobrze znał wagę trzech zamkniętych kopert. Głupia to była nadzieja, że dziewczę napisze do niego; albowiem Dick nie uświadamiał sobie, że wtem wszystkiem tkwi jakieś zło, którego naprawić niepodobna, chociażby winowajca usiłował łzami i najserdeczniejszą miłością okupić swe przewinienie. Najlepiej bywa zatrzeć w pamięci owo zło, bądź dopiero wywołane bądź już odcierpiane, ponieważ ononi daje się uleczyć, jak wszelkie dzieło szkodliwe, raz rozpoczęte.
— Czytajże więc — rzekł Dick; Alf począł czytać, wymawiając poszczególne wyrazy podług przepisów klasy i wstępnej:
Mogłam pana darzyć miłością, mogłam pana darzyć uległością, o jakiejbyś pan nawet nie zamarzył. Czy mniemasz, że dbałabym, co z tobą będzie? Ale pan wolał gwizdać na wszystko bez najmniejszego powodu. Jedynie młodość usprawiedliwia pana w moich oczach.“