Strona:Rudyard Kipling - Światło które zagasło.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wówczas Torpenhow opowiedział całą historję w prostych słowach, jak powinien opowiadać specjalny korepondent, zaprawiony w układaniu treściwych sprawozdań. Koledzy słuchali, ani słowem nie przerywając jego opowieści.
— Czy to możliwe, żeby człowiek dorosły mógł cofać się do cielęcego wieku naiwnej miłości? — zapytał Keneu.
— Czy to możliwe? — Podaję fakta. Obecnie już nic nie mówi na ten temat, ale gdy mu się zdaje, że na niego nie patrzę, wciąż tylko miętosi trzy listy, które od niej otrzymał. Cóż mam z tym fantem zrobić?
— Pomów z nim — rzekł Nilghai.
— Juści! Napisz-że więc do niej (pamiętaj, że nie znam nawet jej nazwiska) proś ją, ażeby z litości zgodziła się zostać żoną Dicka. Podobno kiedyś, Nilghai, powiedziałeś Dickowi, że ubolewasz nad nim; pamiętasz, co stąd wynikło, hę? Idź do sypialni, wydobądź z niego wyznanie i nakłoń go, ażeby się zwrócił do owej Maisie... djabli ją tam wiedzą, kto ona. Głowę daję, że on targnie się na twoje życie... a utrata wzroku nieco wyrobiła w nim siłę mięśni.
— Torpenhow ma przed sobą drogę całkiem prostą — rzekł Keneu. — Pojedzie do Vitry-sur-Marne; miejscowość ta leży na linji kolejowej Bezieres-Landes... dojeżdża się tam jednotorówką z Tourgas. Prusacy zbombardowali tę mieścinę w r. 1870, z tej prostej przyczyny, że była tam jakaś topola na wzgórzu, na sto sążni od wieży kościelnej; stoi tam załogą szwadron jazdy... przynajmniej tak być powinno. Gdzie znajduje się pracownia, o której Torp wspominał, powiedzieć nie potrafię. W tem już głowa Torpenhowa; ja mu nakreśliłem główną wytyczną. Przedstawi chłodno