Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w krzyżach, i czuję, że będę miał uderzenie do głowy. Szkoda, że nie ma światła, zobaczyłbyś pan jaki mam język obłożony. Czy tu u was w miasteczku dostanie przynajmniej mięty pieprzowej, albo rumianku? Dobrze że mam pudełko Moryzona i trochę balsamu Vettoriniego z sobą. Ach, jakże mię strzyka w kolanie! To gicht, niezawodnie gicht...
— Zaraz, zaraz, mam tu zapałki, przeczytam panu taryfę spółek na przeżycie. To nic nie szkodzi, żeś pan już asekurowany, można asekurować się na różne sposoby, a im więcej, tem lepiej. O, mam już: posag dla dziewczynki, liczącej trzy lata, płatny w dwudziestym roku życia, od każdego sta złotych rocznie... Ba, cóż, kiedy wiatr gasi zapałki!
— Ach, przypomniałem sobie, że mam świeczki woskowe w torbie! Zobacz-no pan z łaski swojej mój język, panie Anzelmie, czy bardzo obłożony?
Proszu pana, i a możebyśmo wże jichały — zagadnął woźnica pana Anzelma, który tymczasem wraz moim chłopem powiązał był sznurkami połamane wozy.
Pan Anzelm zmusił mię, bym się przesiadł na jego bryczkę, i zawiózł mię do swego mieszkania. Była to piękna realność, otoczona ogrodem, oprócz którego pan Anzelm posiadał jeszcze kilkadziesiąt morgów pola, łąki, pastwisko, kawałek lasu itd.
Dreszcz przechodził mię w tej chwili nietylko z zimna, ale także na myśl, że gdyby nie spotkanie z dawnym znajomym, o którym zapomniałem, że mieszka w tem miasteczku, byłbym musiał nocować o chłodzie i głodzie na gruzach jakiejś żydowskiej karczmy. Ze strasznym tym obrazem kontrastował bardzo przyjemnie komfort, jaki spostrzegłem w koło. Na turkot naszych