Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kościele, ale ponieważ wdział przy tej sposobności komżę łacińską a konsystorz unicki dowiedział się o tem, więc skazano księdza na rekolekcye, albo na zapłacenie 50 zł. grzywny.
— To też jadę właśnie do nich, niech płaca; ja przecież nie będę za nich siedział ani płacił!
O ile sentencja ta była słuszną i trudną do odparcia, o tyle mniej, podobało nam się, to, że dobrodziej wygłosiwszy swój argument z emfazą, i dodawszy mu nacisku wypukaniem armstronga, z którego palił nasz tytoń, zabrał się na nowo do nakładania fajki! Robiło nam się na przemian zimno i gorąco, ale nie było rady — reszta naszego drajkenigu, znikła w tej glinianej przepaści, a gość nasz wyćmiwszy ją do szczętu, położył się spać i wkrótce chrapał jak fagot lwowskiej „Harmonii“.

Z goryczą w sercu zebraliśmy proch, który został w papierze, i nasypaliśmy go do naszej stambułki, która obok księżej wyglądała tak, jak ruski wikary obok łacińskiego arcybiskupa. Zapaliliśmy ją i podając ją sobie w kółko, more academico, do pociągnięcia choćby jednego szluka[1], dumaliśmy, jako prawdziwi Rusini, nad naszą biedą, nie myśląc o tem, jakby jej zaradzić. Wtem nie pamiętam już który z nas, ale pewno taki, co musiał mieć w sobie przymieszkę krwi obcej, spostrzegł dwa sznurki zielone, wiszące aż na ziemię z kapoty ks. Borodajkiewicza, złożonej na krześle. Sznurki takie, dla rzeczoznawcy, zwiastują niemylnie obecność kapciucha, z tytoniem, lub bez tytoniu. Kolega mój podsunął się na palcach i — o radości! z głębi kapoty paróchialnej wyłonił się kapciuch kolosalnych, odpowiednich fajce

  1. Szluk — zaciągnięcie się dymem z tytoniu P. A.