Strona:Romuald Minkiewicz - U wiecznych wrót tęsknicy.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przy nim ofiara, ach! zamieci,
Czerwonem próchnem limba świeci,
Na wznak rzucona świstem burzy...


O rozżalenia! o wzdychania!
O tajemnicze dziwne lęki!...
Ziół zapachniały świeże pęki
Od niw liptowskich, od Krywania...

W dali echowe słychać grania:
Jakby nie z tego świata dźwięki
Płyną po rosie, co hal mięki
Aksamit w wilgną biel osłania.

W seledyn stroją się niebiosy,
Wilgotna biel wieczornej rosy
Błyszczy na kwiecie dzikiej róży.

A cichy powiew krople strąca
Na limbę, co tam próchniejąca
Leży, zwalona wiewem burzy«.


Niejeden pieśni kwiat wyrasta nad próchniejącą limbą duszy, zwaloną wichrowem, niszczącem tchnieniem życia.
Nad rozsypującem się, przez pleśnie niemocy i świdrujące robactwo grzechu i cierpień toczonem jej próchnem, przeróżne się krzewią rośliny.
Niekiedy — biały »ptak niebieski« albo wiatr dobry,