Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dumni z tego, że mają we mnie zakładnika burżuazji, którym można gardzić.
— Ha... ha, (zaśmiał się zlekka Pitan). Nie trzeba przesadzać w kierunku przeciwnym. Ale coś w tem prawdy, istotnie. Czując to, powiedziałem panu.
Marek przystanął, tupnął i wykrzyknął:
— To niesprawiedliwość!
I obrócił się, by Pitan nie dostrzegł łez niemocy. Robotnik przystąpił, wziął go pod ramię i szli tak dalej.
— Tak, — powiedział Pitan po dobrej chwili rozwagi jest dużo rzeczy niesprawiedliwych. Wszystko niemal w tem społeczeństwie jest niesprawiedliwe. Dlatego też trzeba to zmienić.
— Czyż nie mogę pracować na to?
— Możesz pan i powinieneś nawet. Ale jak my, każdy swojemi środkami i każdy na swem stanowisku. Ale do społeczeństwa nowego, proletarjackiego (przykro mi powiedzieć to) nie wejdziesz pan. Bardzo mi żal. Tak jest. Ja także nie wejdę, gdyż umrę przedtem.
— A wasi, wasza klasa?...
— Oni wejdą... napewno wejdą.
Marek oswobodził ramię z objęcia Pitana i powiedział:
— Pitanie, jesteście wraz z całą partją nacjonalistami. Zwalczacie tę ojczyznę w imię innej. A ona jest tak samo zazdrosna jak dawna.
Pitan odparł dobrodusznie:
— Ja tam o nic zadrosny nie jestem, mój chłopcze. Ktoś ma jasne włosy, drugi ciemne, ktoś jest wysoki, drugi niski, jeden biały, drugi żółty... dla mnie to wszystko jedno, każdy kocha, cierpi, umiera i basta! Jestem zwolennikiem każdej ojczyzny, żadna mi nie przeszkadza. Ale, widzisz pan, naszej ojczyźnie nie przyznaje się prawa do życia, przeto musi je sobie wywalczyć na waszej.
— Odbierając nam życie?

80