Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

związku. Anetka drzemała w ciszy nocnej, czuwając nad snem śmierci i snem szaleństwa. I zadawała sobie z drżeniem pytanie, poco wniosła pod dach domu zapaloną pochodnię.

Aż dotąd, mieszkańcy domu nie utrzymywali ze sobą żadnych niemal stosunków. Znano, conajwyżej nazwiska najbliższych sąsiadów. Pierwsze tygodnie wojny zbliżyły ich. Drobne to prowincje, uchylając swych rogatek celnych utworzyły jednę narodowość. Nadzieje i obawy wytworzyły jeden splot. Nie mijano się już, nie patrząc na siebie na schodach, każdy patrzył drugiemu w twarz i dostrzegał go. Zaczęto zamieniać po kilka słów. Chmurny indywidualizm nie przeciwstawił już barjery samolubstwa kwestjom dręczącym, dzielono się wieściami o tych, którzy poszli i o wielkiej zagrożonej, krewnej ojczyźnie. W czasie nadejścia poczty, u podnóża schodów tworzyła się grupka, a osobniczy niepokój każdego grzał się przy ognisku wzajemnej ufności. Uprzejmość, zdolna zarówno stwarzać przesądy, jak zapominać o nich, porzuciła bez słowa na czas pewien te, które tak długo dzieliły sąsiadów. Girerd utrzymywał teraz stosunki z Bernardinem. Panie Bernardin, osoby nabożne, a płochliwe odpłacały uprzejmością Anetce. Uśmiechały się, zdecydowane... aż do odwołania... zapomnieć wątpliwości odnośnie do zagadkowej sąsiadki i jej nieregularnego może macierzyństwa. Nie nastąpiło wcale zbliżenie, nie wyrosła tolerancja, nie uznano niczego, czego nie uznawano wczoraj, ale udawano teraz, że się o tem nie wie.
Jedna tylko młoda Chardonnet zamknęła się w cierpieniu swojem i unikała serdecznych spojrzeń Lidji Murisier, która widziała jej mękę i gotowa była podzielić ją, oraz natchnąć nadzieją.

23