Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Mój brat.
— Trzeba wyjść z tego kurzu. Ludzie depcą po nas. Proszę wstać! Czy ma pani w Paryżu kogoś znajomego?
— Nie znam nikogo. Nie mam nic. Wszystko zniszczone. Uciekliśmy bez grosza, bez odzieży, prócz tego co było na nas.
Anetka nie zawahała się:
— Biorę was.
— Dokąd?
— Do siebie.
Wzięły leżącego, siostra pod ramiona, Anetka za nogi. Obie były silne, a wychudłe ciało nie wiele ważyło. Znalazły na placu nosze, stary robotnik i wyrostek zgodzili się nieść. Siostra upierała się trzymać brata za rękę, co przeszkadzało niosącym i przechodnie potrącali ją. Anetka wzięła jej ramię i przycisnęła do boku. Za każdym ruchem noszy palce kobiety kurczyły się nerwowo, gdy zaś niosący stawiali je, by spocząć, klękała na trotuarze i gładziła twarz brata, wyrzucając słowa szorstkie i pieszczotliwe jednocześnie napoły flamandzkie i francuskie.
Dotarli wkońcu do domu. Anetka umieściła zbiegów w jadalni. Bernardinowie pożyczyli łóżka jednego z synów. Kobiecie posłano na podłodze, na materacu Anetki. Chory nie odzyskał przytomności, rozebrano go i zawezwano lekarza. Zanim jeszcze przyszedł, siostra, która odmawiała spoczynku, padła bez sił i spała przez godzin piętnaście.
Anetka czuwała przy chorym.
Spojrzenie przenosiła z jednej martwej maski na drugą. Jedna woskowa, zapadła, jakby z niej uciekało życie, druga obrzmiała, z ustami otwartemi, harcząca z głębi gardła, skąd wybuchały raz poraz słowa bez

22