Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie, lepiej zaraz. Spieszno ci dowiedzieć się, a mnie także opowiedzieć. Jak zauważyłeś, jest to sprawa twoja. Ja ci przyznaję. Winnam była złożyć rachunek już dawno. Dziś przypomniałeś mi o długu.
Chciał się usprawiedliwiać.
— Cicho bądź! — powiedziała. — Dziś ja muszę mówić.
Teraz, gdy miał usłyszeć, radby był niemal, by milczała.
— Zaświeć i zamknij na klucz drzwi, by nam nie przeszkadzano!
Ledwo zaczęła, ktoś zapukał. Pewnie Sylwja. Drzwi nie otwarto.
Z pozoru bez wszelkiego wzruszenia, skreśliła Anetka w ogólnych zarysach przeszłość swoją i zerwanie zaręczyn. Wyrażała się z dostojną skromnością, nie dając nic z tego, co stanowiło jej własność, a jednocześnie nie tając tego, co winno było zostać powiedziane. Mówiąc, starała się nie zwracać uwagi na wrażenie, wywołane jej słowami w słuchającym. Nie zdradzał się z niczem. Słuchał, jakby wykuty z lodu. Wydało się, że syn i matka, to dwoje obcych ludzi, którzy patrzą na wydarzenia odległe, przesuwające się na ekranie. Bóg sam wiedział tylko, z jakim niepokojem czyhała na małą choćby falę sympatji (nie czyniąc jednak nic, by ją wywołać). Marek pozostał aż do końca opowiadania nieprzeniknionym. Kiedy zaś umilkła, czekając jego werdyktu, zauważył tylko poprostu:
— Nie powiedziałaś mi, mamo, dotąd nazwiska jego.
(Istotnie zwała go dotąd tylko imieniem).
Rzekła:
— Jest to Roger Brissot.
(Chłód syna ścinał lodem jej serce.)
Całą uwagę skupił wyłącznie tylko na wymienionem nazwisku. Znał je dobrze.

297