Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w ramiona, potrząsnąć nią, ugryźć w policzek, albo koniec ucha, ażby wrzasnęła, i powiedzieć:
— Jestem przy tobie! Pocałuj mnie, lub uderz! Kochaj, czy nienawidź! Ale bądź ze mną... uwagę! Zwróć na mnie
Nie zwracała.
Przeto postanowił, że zacznie rozmowę w najbliższą niedzielę, wieczór, po kolacji.
Tejże samej niedzieli rano, zawiadomiła go znienacka, że wyjeżdża... Zaczęła już pakować rzeczy. Umotywowanie wyjazdu do Szwajcarji przyszło jej trudniej, niż sądziła. Powiedziała mu więc tylko, że otrzymała wieści skłaniające do podróży, on zaś nie nalegał o szczegóły... Przeraziło go to.
Od tygodnia czekał na ten dzień właśnie. Spał źle przez część nocy, powtarzając w myśli, co ma mówić. A teraz... Mieli się rozstać, zanim przemówi! Nie był w stanie zdecydować się na to w sam dzień podróży, trzeba mu było skupienia i musiał mieć matkę wyłącznie dla siebie. Nie chciał, by słuchała, z roztargnieniem, spozierając raz po raz na wskazówkę zegara, posuwającą się ku godzinie rozstania!...
Nawykły do tłumienia uczuć, przyjął niespodzianą wieść bez oznaki zdziwienia i jął pomagać matce w pakowaniu. Dopiero w ostatniej chwili, opanowawszy głos, powiedział swobodnym tonem:
— Skradłaś mi trzy miesiące. Przyrzekłaś wszakże zostać do wakacyj...
(Ta myśl napełniała go urazą).
Anetkę zmylił ten ton, w słowach Marka wyczuła tylko kurtuazję synowską w godzinie pożegnania, coś w rodzaju:
— Zostańże! — chociaż wiadomo, że to nie nastąpi, to też odparła w ten sam sposób, żartobliwie:

253