Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ścisłego leczenia znajdowała się w stanie rekonwalescencji. Kulała trochę. Damy te odbywały po obiedzie codziennie krótką przechadzkę, a wracający z wycieczek Anetka i Franz napotykali je w pobliżu mieszkania. Szli razem do domu. Kulawa panna, oparta na lasce, skutkiem obojętności, czy może z miłości własnej, nie kryła wcale kalectwa swego. Wymieniano banalne frazesy, a żadna ze stron nie była ciekawa tajemnic sąsiadów. Mieszkając jednak tak blisko, oddawano sobie często drobne przysługi i pożyczano książek.
Anetka poprosiła panią Wintergruen, by zdala czuwała nad jej młodym przyjacielem, pocieszała go w żałości, której powód wyjawiła jej. Nie wspomniała natomiast o niczem Franzowi. Patrzył on niechętnie na te damy i dość było zaproponować mu poznajomienie się z niemi, by odmówił bez namysłu. Miał urazę za to, że jedzie, to też nie ścierpiałby za nic narzuconych sobie zastępczyń.
Aż do chwili odjazdu żywił nadzieję, że zostanie. Ostatni dzień zmarnował na dąsach, przerywanych natarczywemi prośbami.
Aennchen, nie pojedziesz!... Prawda, że nie? Proszę cię... Tak chcę, rozumiesz?
— Zważ, chłopcze drogi, że tam czekają moi bliscy.
— Niech sobie czekają! „Un tiens vaut mieux que deux tu l’auras“... Zresztą, pierwszym dla ciebie jestem ja!
Daremną byłoby sprawą przekonywać go. Był jak dziecko, które powtarza wkółko: — Pić mi się chce! — Niczego pozatem nie słyszy.
Widząc, że postanowienie Anetki jest nieodwołalne, zamknął się w swym pokoju i nie rzekł już słowa. Nie odpowiadał nawet na pytania. Pozwolił jej samej pakować, porządkować rzeczy i męczyć się. Nadchodziła pora rozstania, on zaś ani myślał żegnać ją. W ostatniej chwili,