Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Franz śmiał się, mówiąc o tonach i akordach, tworzących harmonję nieba, podobnego do pawiego ogona, rozpostartego na zachodzie. Mówiąc, rysował, szkicował pospiesznie, pokrywając kartki linjami, planami, sylwetami drzew i szczytów, podobnych do twarzy ludzi zaśnionych, o ściągniętych wargach i skrzywionym nosie. Czynił to wśród rozmowy, zgoła bezmyślnie. Anetka patrzyła, jak palce jego mówią, podczas gdy usta gadały głupstwa. Odpowiadała byle co, myśląc o tym, którego zostawiła na łożu cierpienia... Nagle, pod wpływem jakby hipnozy z jej strony, powstała na kartce, pod palcami rysownika głowa znana... trupia głowa... Umilkła. Franz śpiewał dalej. Chmura przysłoniła na chwilę słońce. Milczenie wybiło czarną dziurę w światłości. Franz ścichł, spojrzał na swe palce i sapnął, jakby ujrzał wznoszący się łeb węża... Dłonie jego zwinęły się na kartce, zmięły ją w kulkę. Poleciała w przepaść. Jednym skokiem zerwał się i bez słowa pomknął po śnieżnych polach, a Anetka za nim...

Po kolacji, wieczór, wierna obietnicy wróciła do Hermana. Chory przyjął ją lodowatem spojrzeniem. Miał straszny dzień i czuł urazę do tych, którzy go spędzili mile. Zaczął jej czynić wymówki, że późno przychodzi, spytał twardym tonem, czy się dobrze bawiła, potem zaś pogratulował jej dobrego wyglądu, rumieńców i bujnej krwi, która ją przepaja. Czynił to z urazą jakby.
Nie dała odpowiedzi i zrozumiawszy, rzekła pokornie:
— Przepraszam pana, drogi przyjacielu!
Uczuł wstyd. Łagodniej już zapytał o nowiny dnia. Były ponure. Miast przygasnąć po czterech latach, wojna rozpłomieniała się na nowo. Groza potwornej ofenzywy z wiosną zaciężyła nad krajem. Rozmawiali o owem tragicznem jutrze. Herman przerzucił agonję swą na świat.

215