Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tała wyraźnie przyjaźń jego, obawy, stoicyzm w obliczu cierpienia i śmierci, żal, że odchodzi, i rezygnację. Będąc mężczyzną, w tychsamych okolicznościach, myślałaby i działała tak samo jak on. Była tego pewna, gdyż Herman nie ukrywał żadnych niespodzianek. (Zaliż mogła powiedzieć to samo o sobie?) Gdyby los inaczej zrządził, mogliby złożyć wyborne małżeństwo, przepojone wzajemnym szacunkiem, przywiązaniem, pewnością, tak że wszystkie klucze obu dusz byłyby wspólną ich własnością.
Jeden tylko, mały kluczyk, mógł stanowić wyjątek. Zazwyczaj nie myśli się o nim, gdy jednak trafi do właściwego zamka i otworzy, okazuje się, że ludzie bliscy są sobie obcymi... Na szczęście sposobność otwierania nie nadarza się nigdy niemal. Ludzie żyjący w przyjaźni, dyskretni, nie używają tego kluczyka. Przyjaźń Anetki i Hermana pozbawiona była wymagań i zaciekawienia, a każde dawało drugiemu to, czego oczekiwała strona przeciwna.
Z Franzem było zgoła inaczej. Niemożność przewidzenia, co nastąpi, odpychała od niego i przyciągała jednocześnie. Daremną byłoby rzeczą poznać się na nim, gdyż sam nie znał siebie. Z miny podobny dziecku, prosty, kroczył jak dziecko, ale uszedłszy wraz z nim dziesięć kroków, traciło się zaraz wszelką orjentację, drepcząc po terenie nieznanym zgoła. Anetka próbowała cały pęk kluczy, a żaden nie otwierał zamka.
Jeden tylko stanowił wyjątek, ten właśnie mały, którego Herman nie używał nigdy.... klucz je ne sais quoi. (tak mawiano w epoce Wielkich Królów, kiedy to wystrzegano się patrzenia na bliską metę). Anetka nie miała zgoła zamiaru inwentaryzować zakamarków tej duszy. Ale te zaułki sklepu, nieznane ludziom, wydzielały tajemniczą woń i jakby pobrzęk

212