Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tem lepiej! Trzeba było słuchać.
— Proszę powtórzyć.
— Nie!
— Dziwna z pani osoba! Trudno wyrozumieć. Powinnoby mnie to wprawiać w zakłopotanie. Ale nigdy tego nie odczuwam. Wydaje mi się, że mogę powiedzieć wszystko.
— To znaczy, że ja mogę wszystkiego wysłuchać.
— Pani jest niemal mężczyzną.
— Istotą tego samego rodzaju? A więc przyjacielem.
— To najlepsze w świecie, to jedyne w życiu, a tak rzadkie. Ja mam jednego tylko przyjaciela i kocham go bez podziału. Chciałbym go posiąść w zupełności. Czyż to nienaturalne? A muszę milczeć. Nawet on słuchać nie chce. Świat pozwala kochać połowicznie tylko.
Anetka ścisnęła bezwiednie ramię jego.
— Pani mnie rozumie? — spytał.
— Rozumiem wszystkich szaleńców! — odrzekła. — Wywodzę się z ich rodu.

Herman leżał na balkonie z głową wstecz odrzuconą, zapatrzony w lodowaty błękit nieba.
— Cóż się z nim stanie beze mnie? — powiedział Anetce — kocha nadmiernie, jak kobieta... Nie jest kobietą, w rodzaju pani, którą straszne lekcje życia przemieniły w mężczyznę. Jest to istota podległa nieobliczalnemu falowaniu źle kontrolowanego serca. Dokądże go zawiedzie to serce wizjonerskie, słabe, a gwałtowne? Nie powiem pani nawet, z jak wielkich go wyratowałem niebezpieczeństw. Nie domyślał się ich nawet, bowiem niezdolny jest widzieć i sądzić. Jest niemoralny, a czysty jednocześnie. Nasze walory etyczne znaczą dlań zgoła co innego, niż dla nas. Często mnie

208