Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na czas do pociągu? Czy zostanie przepuszczona sama, z dwoma biletami?... Dość tego, dość! Jakoś to będzie! Nie pora teraz myśleć o tem!... Nagle wpadło jej, że zapomniała wziąć coś do jedzenia. Franz przybędzie wyczerpany.... Wybiegła na chwilę.
Minęła czwarta. Światłość dzienna gasła. Mgła gęsta i wilgotna otulała miasto. Mżył drobny deszczyk, zda się, zarówno z murów, ulicy, jak i z niewidzialnego nieba spadający nieustannie. Paryż nakryła kołdra nieprzenikniona. Nie widać było nic o cztery kroki. Z mokrej opony wynurzali się nagle przechodnie i tonęli w niej zpowrotem. Było to bardzo wygodne dla osoby nie chcącej, by ją widziano, ale stanowiło także zasadzkę...
Nagle przebiła mgłę głowa młodzieńca i zabrzmiał okrzyk zdziwienia. W tej samej chwili, kiedy go poznała, trzymał ją już silnie za ramię.
— To ty, mamo? — powiedział Marek.
Skamieniała pod wpływem wrażenia... Tego spotkania nie przewidywała wcale. Marek patrzył z zaciekawieniem, potem zaś pocałował matkę, pod parasolem. Wargi i policzki ich były mokre. Opanowała się z trudem.
— Wróciłaś tedy?... Chodźmy do domu! — powiedział.
— Nie! odparła. — Jestem w przejeździe tylko.
Zdziwił się:
— Jakto? Ale zostaniesz przecież na noc?
— Nie! Wyjeżdżam nocą.
Nie rozumiał.
— Co? Wyjeżdżasz nocą? Dokądże to? Poco? Na jak długo?... Jak dawno tu jesteś? A więc... przejazdem tylko? I nie zawiadomiłaś mnie?
Odzyskała tymczasem pewność siebie.

193