Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Droga moja, nie trzeba sobie tego brać do serca. Bądźmyż cierpliwe. Popatrz na mnie! Czekam. To się musi kiedyś skończyć. Ale pośpiech zbyteczny. Tu musi jeszcze trwać przez czas pewien... Jeden z mych dobrych przyjaciół, śliczny chłopak, trzy galony, krzyż wojenny (zabito go...) powiedział mi, że trzeba jeszcze zabić miljon Niemców.
Anetka spojrzała jej badawczo w oczy. Czyż mówiła serjo?... Tak, była całkiem poważna... niezbyt głęboko, oczywiście! Nie wkładała w swe słowa namiętności. Nie żywiła urazy do tych, których zabijała zgóry... Ale, jeśli tak być musi!...
— Czy wiesz, — powiedziała Anetka — że za twój miljon poświęcić musielibyśmy co najmniej pół miljona naszych...
— Ha, trudno, moja droga! Trzeba być rozsądną!...
Rozsądek! Tego nie brakowało im wcale. Posiadali z tuzin przeszło rozmaitych rozsądków...
Życie światowe rozpoczęło się na nowo. Tea rooms były przepełnione, a piękne klientki zachodziły znowu do Sylwji. Minęło napięcie zeszłoroczne, męski gest pierwszych doświadczeń, reakcja śmiertelnej nienawiści i szał rozkoszy, które wstrząsały zmysłami, jak febra nawrotowa. Było teraz straszniej jeszcze. Natura ludzka przywykła. Przystosowała się do nowych warunków z tą plastycznością nikczemną a przedziwną, jaka od czasów wstrząsów tworzącej się dopiero ziemi pozwoliła człowiekowi, niby robakowi, przeciskać się przez najmniejsze szczeliny, którędy ujść można było z życiem, podczas gdy gatunki mniej podatne renegacji i giętkości zbawczej, wyginęły w ciągu niezliczonych tysiącleci. Jeśli mamy podziwiać sztukę odbudowy egzystencji normalnej, wśród najmonstrualniejszych anormalności, to Paryż ówczesny był istotnie godnym podziwu.

113